W domu poety, gdzie jedność sztuki i miejsca

przez | 2023-10-30

Doznania estetyczne są najsilniejsze, gdy jednocześnie doświadczamy je różnymi zmysłami. I tego mogłem w sobotę doświadczyć w Borejkowszczyźnie, gdzie znajduje się miejsce emblematyczne dla Wileńszczyzny – dwór w którym w latach 50 XX w. mieszkał, będąc dzierżawcą, sam Ludwik Kondratowicz, znany szerzej jako Władysław Syrokomla.

Budynek pochodzi z początku XIX i choć wyraźnie przeszedł przebudowy, ta jego złożono drewniano-murowana postać od razu świadczy, że mamy do czynienia ze świadkiem historii.

Syrokomli przedstawiać nie trzeba. Jego obecność w dworku to nie opowieść przewodnika, lecz obrazy na ścianach z kolekcji jaką zebrał. Syrokomla nie był artystą z wyniosłego parnasu form wyrafinowanych aż do abstrakcji. Był artystą z ziemi. Tej ziemi. Inspirował się polską, białoruską kulturą ludową, transformował ją z lekka tylko w swoje romantyczne, liryczne wiersze i gawędy.

Budynek kryty gontem, z pomieszczeniami z drewnianą powałą, ogrzewany dwoma piecami kaflowymi, z XIX-wiecznymi, ale też nowymi książkami, szacownymi meblami, podwieszonymi pod sufitami ozdobami-pająkami, najprzeróżniejszymi, nie zawsze oczekiwanymi przedmiotami i szpargałami przywodzi na myśl świat opowiadany przez poetę w jego dziełach… dworek sprawia wrażenie, jakby pan Syrokomla tylko co wyszedł gdzie na folwark, zostawiwszy ciepły dom dla spodziewanych i niespodziewanych gości, jakich przecież w istocie często miewał. Na jednym ze stolików wciąż leżą jego niewiarygodnie małe, jako jedyne wyróżniające się miejskim sznytem w tym rustykalnym świecie, dandysowskie okulary o niebieskich szkiełkach. I, jak sądzę, właśnie to, że w miejscu tym, nie czujemy się jak w muzeum, które to słowo zawsze oznacza, że mamy do czynienia z historią zamkniętą w gablocie szkła i dystansu, ale jak w domu, właśnie to jest największym osiągnięciem pracowników tego miejsca, z dyrektor Heleny Bakulo na czele.

Miejsce to stało się tego dnia jeszcze cieplejsze, na przekór przetaczającym się za oknem ołowianym chmurom, opluwających nas drobnym deszczem, za sprawą kameralnego koncertu Krzysztofa Iwaneczki. W Polsce znany co poniektórym jako zwycięzca programu „The Voice of Poland”, ale co ważniejsze absolwent Akademii Muzycznej im. Feliksa Nowowiejskiego w Bydgoszczy w klasie wokalistyki jazzowej. Było to słychać przez całą godzinę. Artysta zaczął od swojej interpretacji moniuszkowskiej „Prząśniczki”, a ponieważ Stanisław Moniuszko był znajomym Syrokomli i bywał w jego dworku, osiągnięta została tym samym jedność sztuki i miejsca. Miękkim a zarazem chropowatym głosem, Iwaneczko przedstawił swoje utwory, w tym dwa przedpremierowe. Niektóre miały dość osobisty i silnie liryczny ładunek, były więc bardzo na miejscu.

Tego dnia wszystko co można było tu zobaczyć, usłyszeć i poczuć było bardzo w kontekście i w harmonii, zasada decorum, fundamentalna dla sztuki, triumfowała.

Unikatowe miejsca na mapie Wileńszczyzny.

Karol Kaźmierczak

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *