Wreszcie, w ramach prowadzonego badania socjologicznego, dotarłem do wyrostka robaczkowego Litwy. Dziewieniszki leżą w “worku” otoczonym przez Białoruś. Przy wyjeździe jedyną drogą łączącą go z resztą państwa – kontrola dokumentów. Nikt nie potrafi wytłumaczyć dlaczego Stalin wyznaczył granicę w ten sposób. Popularna anegdota głosi, że obrysowano fajkę, którą „wódz światowego proletariatu” położył na mapie.

Także w Dziewieniszkach większość mieszkańców stanowią Polacy, choć pod drodze jest wieś Paszki, zamieszkana przez etnicznych Litwinów. Obserwowałem z niej granicę Białorusi. W pewnym miejscu płot graniczny zbliża się na odległość kilku metrów od drogi.
Miejscowi Polacy na co dzień mówią “po prostemu” mieszaniną białoruskiego, rosyjskiego, polskiego. Funkcjonuje tu polskie Gimnazjum im. Adama Mickiewicza z 83 uczniami. Funkcjonuje dobrze – na spotkaniu ze mną uczniowie XI klasy przełączają się gładko na literacką polszczyznę.

Nie da się ukryć, że Gimnazjum pod względem materialnym odstaje od innych szkół rejonu. Dzieli swój budynek z miejscową szkołą litewską. Mimo tego duże, poradzieckie gmaszysko zieje pustymi przestrzeniami. Uczniów mało. Nauczycieli też. Pani dyrektor tłumaczy mi, że placówka musi się opierać na miejscowych, szczupłych kadrach. Stąd jest wszędzie daleko. Młodym nauczycielom nie chce się tutaj dojeżdżać. Już w tej chwili brak psychologa, pedagoga społecznego. Zaraz może zabraknąć historyka. Co będzie jak miejscowi nauczyciele odejdą na emeryturę? Pani Danuta jest realistką. Jednocześnie wiem, że do końca zostanie na posterunku. Dopóki nie zabraknie dzieci… ale zabraknie.
Ma spore doświadczenie. Swego czasu była nauczycielką nawet na Łotwie. Ma wielkie pokłady empatii dla dzieci i młodzieży, które nie mają tu łatwo. Izolacja, bieda. Zastanawiam się jak zdołała ukształtować tę empatię w miejscowych, raczej twardych uwarunkowaniach.
Mimo tego wszystkiego uczniowie przekonują mnie, że nie zamieniliby swojej szkoły na żadną inną. Jednak nie chcą zostać w „worku”. Perspektyw na miejscu nie widzą. Co ciekawe właśnie tu, w najbardziej prowincjonalnej, izolowanej części Wileńszczyzny i w ogóle Litwy, odnotowałem najwyższą proporcję młodych chcących studiować w Polsce, a nie w Wilnie. Horyzont młodzieży nie jest więc wąski. Na pożegnanie życzę im powodzenia. Przyda im się w miejscu, z którego do samych Solecznik jedzie się pół godziny, a do Wilna autobusem ponad dwie.
Karol Kaźmierczak